W całym zgiełku związanym z ACTA jedynie kilka źródeł rzetelnie podchodzi do tematu i na bieżąco zajmuje się sprawą z każdej strony. Celem krótkiego uporządkowania lawiny informacji postanowiliśmy ACTA ugryźć z dwóch stron, mając na uwadze aktualnie znane informacje dotyczące tego dokumentu. Umówiliśmy się z koleżanką – ja napiszę, czemu ACTA to zło wcielone, ona, że ACTA to samo dobro nie jest takie straszne. Zaczynam zatem łatwiejszą, na pierwszy rzut oka, misję, wcielam się w rolę przeciwnika i krzyczę: NIE DLA ACTA!

POWSTANIE ACTA

Przede wszystkim sposób, w jaki powstał projekt ACTA dyskredytuje tą umowę międzynarodową. W tym miejscu można by w sumie przestać zajmować się samym dokumentem i jego merytoryczną zawartością, ponieważ w systemie prawa, w którym powinno respektować się podstawowe zasady demokracji, nie może być miejsca dla stworzonej w takim trybie umowy międzynarodowej, nawet, gdyby do samej jej treści nie było większych zastrzeżeń.

Negocjacje rozpoczęto i prowadzona w tajemnicy, nie tylko przed społeczeństwem, ale jak się okazało również politykami reprezentującymi społeczeństwo. Tryb negocjacji był nieustannie krytykowany. Dopiero po dwóch latach tajnych negocjacji, w 2010 r., społeczeństwo dowiedziało się miało możliwość szerszego dowiedzenia się, że trwają, bardzo już zaawansowane pracę nad Anti-Counterfeiting Trade Agreement, bez dalszych szczegółów. Do tej pory, czym w rzeczywistości ma być ten traktat można było dowiedzieć się jedynie dzięki przeciekom Wikileaks i komentarzom w prasie branżowej. Już same przecieki, mimo, że dość mgliste zawierające jedynie zarysy proponowanych zapisów, wystarczyły, aby treść ACTA była krytykowana, jednak krytyka ta nie trafiała do szerszego grona, a jedynie do osób zainteresowanych tą tematyką. Mimo rosnącego sprzeciwu (nawet ze strony polityków, Parlamentu Europejskiego) negocjacje pozostały tajne, a wszelkie wezwania do ich ujawnienia pozostawały bez odpowiedzi.

Konsultacje „publiczne”? Owszem odbywały się, jednak jedynie z udziałem lobbystów z przemysłu związanego z własnością intelektualną, którym siłą rzeczy zależy na zaostrzeniu prawa dotyczącego ochrony IP. Dodać należy, że te również były tajne. Rzetelne konsultacje i wzięcie pod uwagę opinii publicznej? Nie odbyły się do dnia dzisiejszego.

W końcu ujawniono tekst ACTA (do dziś nie ujawniono natomiast dokumentów związanych z negocjacjami, które z cała pewnością dostarczyłyby wielu interesujących informacji i miałoby kolosalne znaczenie dla interpretacji zapisów traktatu) i natychmiast rozpoczęto starania o jej podpisanie. To wywołało lawinę krytyki, a ACTA stało się synonimem cenzury Internetu.    

W listopadzie 2010 roku, po serii tajnych spotkań, na których negocjatorzy osiągnęli porozumienie we wszystkich kwestiach, świat poznał finalny tekst ACTA. Dokument miał trafić do wszystkich krajów uczestniczących w negocjacjach, celem przeprowadzenia konsultacji. Jednak jak już wspomniałem wyżej, twórcom ACTA zależało bardziej na szybkim podpisaniu porozumienia niż na zapoznaniu się z opinią publiczną.

USA (brak zgody Senatu), Australia, Kanada, Japonia, Korea, Maroko, Nowa Zelandia i Singapur podpisały ACTA 1 października 2011 r. W uroczystości w Tokio uczestniczyli również  przedstawiciele Unii Europejskiej, Meksyku oraz Szwajcarii, jednak nie złożyły podpisów ze względu na trwające procedury wewnętrzne. W grudniu 2011 r. Rada UE zatwierdziła ACTA (również w „dziwnych okolicznościach, o których można przeczytać w serwisie Dziennik Internautów), co oznacza zgodę na podpisanie traktatu.

Potem wszyscy wiemy co się stało. Protesty w Internecie, które następnie zaistniały na ulicach wielkich miast, ataki hakerów i ogólnie pospolite ruszenie przeciwko ACTA. Dopiero wtedy polscy politycy ocknęli się i zaczęli tłumaczyć, że ACTA nie zagraża podstawowym prawom i wolnościom obywatelskim i nie stanowi cenzury Internetu.

Politycy zapowiadali konsultacje społeczne przed podpisaniem ACTA, jednak trudno stwierdzić, że wysłanie zapytania o opinię do 30 wybranych podmiotów to konsultacje społeczne, szczególnie mając na uwadze, jakie to były podmioty.

Mimo olbrzymiego sprzeciwu społecznego Polska podpisała ACTA 26 stycznia br.

Po podpisaniu ACTA protesty trwają, eksperci rezygnują z doradzania rządowi, a politycy próbują wyjść z twarzą z całej sytuacji (inni próbują ugrać coś politycznie). Aktualnie trwa burza dotycząca dalszych losów ACTA (ratyfikacja zawieszona???), temat zdominował media i nadal powoduje sprzeciw opinii publicznej. Premier organizuje wielogodzinne debaty, z których nic nie wynika. Na wzór Polaków protestować rozpoczęli również internauci z innych krajów UE. Jak sprawa ACTA się zakończy, zobaczymy.

 TREŚĆ ACTA

Jak sprawa wygląda merytorycznie? Czy rzeczywiście ACTA zagraża wolności słowa, grozi wprowadzeniem cenzury Internetu, spowoduje naruszanie prawa do prywatności, ograniczy dostęp do leków generycznych itp. itd.?

Oficjalnie twórcy ACTA podają, że celem tej umowy międzynarodowej jest ochrona intelektualnych praw, takich jak prawa autorskie, patenty, znaki towarowe, itd. Natomiast zadaniem państw członkowskich ma być stworzenie odpowiednich zapisów prawnych, które umożliwią skuteczniejszą niż obecnie walkę z naruszeniami praw własności intelektualnej, zarówno w świecie cyfrowym, jak i poza Internetem.

Brzmi znajomo? Mamy przecież WIPO (World Intellectual Property Organization), mamy WTO (World Trade Organization) i porozumienie TRIPS (Agreement on Trade-Related Aspects of Intellectual Property Rights), które również związane było z licznym kontrowersjami, w szczególności związanymi z krajami rozwijającymi się. Również w ramach UE mamy dyrektywę nr 2004/48/WE w sprawie egzekwowania praw własności intelektualnej (tzw. dyrektywa Enforcement lub IPRED). ACTA, którego postanowienia idą jeszcze dalej (zaostrzają standardy ochrony), które ma działać zupełnie niezależnie, może spowodować zaburzenie osiągniętego w TRIPS trudnego kompromisu.

Przeciwnicy ACTA podnoszą, że zapisy traktatu są bardzo nieprecyzyjne, co z całą pewnością doprowadzi do sporów interpretacyjnych. Brak zdefiniowania niektórych kluczowych pojęć, tj. „niezwłoczne ujawnienie”, „wystarczające informacje”, czy „dostateczna ochrona” to ogromne pole do nadużyć.

W zakresie prawa karnego i odpowiedzialności karnej podmiotów zbiorowych ACTA zaostrza minimalne wymogi co do katalogu przestępstw związanych ze znakami towarowymi (np. w kwestii etykiet i opakowań). W tym zakresie może zajść konieczność dostosowania polskiego prawa do ACTA. ACTA zobowiązuje również państwa członkowskie do wprowadzenia kar za określone przestępstwa wystarczających do odstraszenia od popełnienia tych przestępstw w przyszłości. Dojść może zatem do zmiany obowiązującej u nas zasady prewencji pozytywnej na negatywną. Podnoszona jest również wątpliwość, czy ACTA nie zmusi do zmiany trybu ścigania niektórych przestępstw z wnioskowego, na ściganie z urzędu.

Najwięcej kontrowersji wzbudza chyba art. 27 ACTA, który dotyka kwestii środowiska cyfrowego i według wielu otwiera drogę do kontrolowania sposobu korzystania z Internetu. Zgodnie z ust. 4 tego artykułu państwo członkowskie może zapewnić swoim właściwym organom prawo do wydania dostawcy usług internetowych nakazu niezwłocznego ujawnienia uprawnionemu informacji wystarczających do zidentyfikowania abonenta, którego konto zostało użyte do domniemanego naruszenia, jeśli uprawniony złożył wystarczające pod względem prawnym roszczenie dotyczące naruszenia praw. W 2011 r. uchylono przepis z art. 29 ustawy o ochronie danych osobowych i obecnie nie ma w polskim prawie wyraźnej regulacji dotyczącej tej kwestii. Czy jednak zainteresowane podmioty nie będą przekonywać do wprowadzenia odpowiednich przepisów?

W zakresie danych osobowych swoje trzy grosze wrzucił również Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. W jego ocenie ACTA może stworzyć alternatywną do policyjnej sieć wymiany informacji o podejrzanych o naruszanie własności intelektualnej. Może prowadzić również do nałożenia dodatkowych obowiązków informacyjnych na operatorów telekomunikacyjnych, co może potencjalnie przenieść ciężar walki z naruszeniami praw własności intelektualnej właśnie na dostawców Internetu.

Główny problem z ACTA jest właśnie taki, że w większości przewiduje jedynie możliwości, z których państwa członkowskie „mogą” skorzystać (wyjątki powyżej). Brak tutaj zatem przymusu wprowadzenia jakichkolwiek zmian (choć w niektórych przypadkach postanowienia ACTA różnią się od obowiązujących przepisów prawa polskiego). Naiwne jest jednak przyjęcie, że brak będzie presji do wprowadzenia zmian, np. ze strony największego zwolennika ACTA.

Co więcej, nawet jeśli dziś, nie trzeba wprowadzać zmian w polskim prawie, obojętnie od ich zakresu, ACTA może jednak spowodować, iż zablokowane zostaną ewentualne zmiany zmierzające w przeciwnym kierunku, a więc do liberalizacji praw chroniących własność intelektualną. Po wejściu w życie ACTA, zmiany obecnego systemu będzie wymagała zgody państw członkowskich ACTA, takich jak Stany Zjednoczone.