Tak złośliwie określa się tzw. opłaty reprograficzne, nazywane też copyright levies. Słyszeliście o tym? Jeśli nie, to i tak na pewno odczuliście je, choćby przy okazji nabywania czystych nośników (dyski, pendrive itp.), albo korzystając z usług punktów ksero 🙂 O co chodzi? Już wyjaśniam.
Jak wiecie, zwielokrotnianie utworów chronionych prawem autorskim objęte jest monopolem uprawnionego z tytułu autorskich praw majątkowych. Bez zgody uprawnionego nie można kopiować. Prawo jednak przewiduje od tej generalnej zasady wyjątki, takie jak na przykład dozwolony użytek prywatny (o tym na pewno słyszeliście :)).
W dużym uproszeniu dozwolone jest zatem skopiowanie jakiegoś utworu na własny użytek. Takie zwielokrotnianie jest natomiast możliwe dzięki dostępności urządzeń, które służą właśnie do kopiowania i utrwalania, a więc np. magnetofonów, magnetowidów (kiedyś :P), kserokopiarek, skanerów, i innych podobnych urządzeń reprograficznych umożliwiających pozyskiwanie kopii całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu, czy też czystych nośników (dyski i inne nośniki elektroniczne, ale również papier :)).
Urządzenia te są stosunkowo łatwo dostępne i (niestety dla uprawnionych z tytułu praw autorskich) nie wszyscy korzystają z nich w granicach dozwolonego użytku prywatnego. Urządzenia te służą również do nielegalnego kopiowania chronionych utworów, a na tym cierpią twórcy i inni uprawnieni. W związku z tym wymyślono system rekompensaty – opłaty reprograficzne. Do zapłaty tego „podatku” zobowiązani są producenci i importerzy tych urządzeń, a także ich posiadacze, którzy prowadzą działalność gospodarczą w zakresie zwielokrotniania utworów dla własnego użytku osobistego osób trzecich. Wiadomo jednak, że ciężar spada na nas wszystkich (konsumentów), ponieważ opłaty te po prostu podnoszą cenę końcową. Pieniążki zbierają Organizacje Zbiorowego Zarządzania (ZAiKS i inne).
Rozwiązanie jest dość kontrowersyjne i praktycznie na całym świecie toczy się dyskusja nad zasadnością istnienia copyright levies. Co jakiś czas słychać o sporach w zakresie tego kto i za co powinien odprowadzać te opłaty.
Kilka dni temu Trybunał Sprawiedliwości rozstrzygnął spór, który pojawił się u naszych zachodnich sąsiadów, pomiędzy VG Wort, która jest organizacją zbiorowego zarządzania prawami autorskimi do utworów literackich, a producentami drukarek (HP, Canon i in.). Organizacja uznała, że opłaty reprograficzne należą się również od producentów drukarek i komputerów, ponieważ te razem połączone mogą służyć do zwielokrotniania utworów literackich. OZZ domagała się podania przez producentów informacji o ilości sprzedanego sprzętu (bez tej informacji nie byliby w stanie naliczyć opłaty), ale ci odmówili. OZZ wniósł sprawę do sądu. Trybunał orzekł na korzyść organizacji… przepraszam, na korzyść twórców. 😛 Wyrok do poczytania TUTAJ
Problem z copyright levies jest spory, bo chodzi też o olbrzymie pieniądze. Dyskusja na ten temat nabiera rozpędu, zwolennicy tych opłat przekraczają kolejne granice absurdu, ale to wszystko powoduje, że coś w tym temacie musi się zmienić.
Ciesze sie ze znalazlem twoja stronke, teraz jestem tu stalym gosciem, tylko troche ciezko bylo ja znalezc w google na podana fraze, trzeba ja lepiej wypozycjonowac. Podlacz sobie ja do systemu wymiany linkow i masz pozycjonowanie za darmo, ruch powinienen ci wzrosnac kilkakrotnie jak wbijesz sie na pierwsza strone google.
Wpisz sobie w google – seo stronka z seo poradami – tu jest wszystko opisane, napewno ci sie przyda
pozdro
Witaj,
również się cieszę, że do mnie trafiłeś 🙂
dzięki również za sugestie co do seo.
pozdrawiam
Mam dwie uwagi do tego tekstu.
Po pierwsze, mianem „opłat reprograficznych” określa się jedynie opłaty inkasowane na podstawie art. 20 ust. 1 pkt 2 i 3 (tu w odniesieniu wyłącznie do papieru kserograficznego) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Natomiast ogólnie wszystkie rodzaje opłat inkasowanych na podstawie art. 20 rzeczonej ustawy, określa się mianem „opłat kompensacyjnych” („equipment levy”).
Po drugie, mam wrażenie, że wrzucasz do jednego worka dwa różne światy – mowa o equipment levy (art. 20) oraz operators levy (art. 20(1)). Stanowczo odradzam taka operację bez solidnego przygotowania merytorycznego.
Na koniec mam pytanie – jak czytelnicy mają rozumieć następujący fragment Twojego tekstu, cytuję: „zwolennicy tych opłat przekraczają kolejne granice absurdu”.
Ps. serdeczne dzięki za teksty dot. twórczości architektonicznej oraz urbanistycznej.
… a i jeszcze jedno … wprowadzasz w błąd tytułem tego tekstu.
Opłaty z art. 20 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie mają nic wspólnego z należnościami publicznoprawnymi, w tym podatkami ….
Witaj,
Dzięki za uwagi.
„podatek od piractwa” to potoczne określenie tych opłat – jasne, że to nie podatek – miałem nadzieję, że ta kwestia nie wymagała wyjasnienia i nikt nie pomyśli, że to należność publicznoprawna 🙂 Zauważ, że już w pierwszym zdaniu notki piszę, że to złośliwe określenie tych opłat 🙂
„zwolennicy tych opłat przekraczają kolejne granice absurdu” – chodzi o działania organizacji, które zajmuja się pobieraniem na rzecz twórców (wydawców itd.) opłat, zarówno reprograficznych, jaki i kompensacyjnych, polegające na poszerzaniu kręgu podmiotów, które te opłaty miałyby odprowadzać. Przykład – wskazany wyrok, albo domaganie się odprowadzenia opłaty od producentów kas fiskalnych, w których owszem znajduje się nośnik danych, ale czy może on służyć do utrwalania utworów w ramach dozwolonego użytki (?), mam wątpliwości 🙂
P.S. cieszę się, że Twoje uznanie znalazły teksty dot. architektury i urbanistyki – wątek będzie oczywiście kontynuowany.
W mojej ocenie, nazywanie opłat kompensacyjnych (których jednym z rodzajów są opłaty reprograficzne) „podatkiem od piractwa” jest nie tyle złośliwością, co przejawem zwykłej ignorancji.
Gdzież tu można doszukać się charakteru publicznoprawnego, czy też piractwa – działań wykraczających poza użytek dozwolony przez uprawnionego lub ustawę.
I z tym właśnie staram się walczyć … z ignorancją w zakresie własności intelektualnej 🙂
A Twój tekst, czy chcesz tego czy nie, przyczynia się w tym zakresie do utrwalania się czegoś co jest nie do przyjęcia. Można to porównać do „delikatnej” różnicy między stwierdzeniem „niemieckie/nazistowskie obozy koncentracyjne na terenie Polski” a „polskie obozy koncentracyjne” …
Ps. nie mam oczywiście wątpliwości co do Twoich intencji 🙂