Kiedyś wszystko było prostsze. Spacer do sklepu, wybór gry z półki w pięknym pudełku, powrót do domu, odpakowywanie, przeglądanie instrukcje i innych dołączonych do gry gadżetów i książeczek, instalowanie  i wreszcie gra. Dzisiaj dystrybucja gier w przeważającej mierze odbywa się przez kabel, bez wychodzenia z domu i innych cudownych czynności opisanych wyżej 🙂 Wiąże się z tym również problem prawny. Jaki?

Zaraz napiszę, ale najpierw trochę poboleję nad losem dzisiejszych graczy, którym nawet zdrowego spaceru do sklepu producenci gier odmawiają 🙂 (nie wspominając o gadżetach). 

Problem mają również osoby, które nie mają dostępu do Internetu (uwierzcie mi, że są jeszcze tacy). A to dlatego, że większość nowych gier można jedynie pobrać z odpowiedniego serwisu (znacie przecież Steam, czy Origin), albo po zainstalowaniu nawet z tradycyjnego CD lub DVD zarejestrować on-line. Bez tego gra się nie uruchomi, a niedoszłemu graczowi rzeczywiście pozostanie wyjść z domu na spacer 🙂

Co więcej, producenci gier zapowiadają, że za niedługo tylko i wyłącznie za pośrednictwem sieci będzie można cieszyć się nowymi grami, których „wykupione” (a tak naprawdę udostępniane do używania) cyfrowe „egzemplarze” na wieki wieków wiązane są z kontem danego gracza. Ostatnio zapowiedziało to np. Sony przy okazji prezentacji nowej konsoli 4k konsola będzie działać tylko z ich telewizorem, a gry tylko przez ich serwis). Cel producentów zdaje się być jasny – walka z piractwem i uniemożliwienie obrotu gier na rynku wtórnym.

Nie ma co ukrywać, gry z czasem się nudzą. Niektórzy lubią kolekcjonować stare gry, mają dla nich specjalne półeczki i co jakiś czas z sentymentem na nie spoglądają. Inni natomiast decydują się swój egzemplarz gry odsprzedać albo pożyczać, żeby inni również mogli w daną grę (być może już na rynku niedostępną) pograć. I tutaj dotykamy problemu prawnego, związanego ze słowem „egzemplarz”.

Jak wiecie gra komputerowa to utwór chroniony prawem autorskim, także korzystając z niej należy na uwadze mieć również te kwestie.

Znacie coś takiego jak dozwolony użytek prywatny? Pewnie, że tak. Dzięki niemu możemy pożyczać sobie wśród znajomych książki, muzykę itd. Na pewno wielu z Was pożyczało sobie również płytki z grami komputerowymi. UWAGA! Łamaliście prawa autorskie producenta 🙂 W przypadku programów komputerowych (a nimi właśnie są gry) dozwolony użytek nie ma zastosowania. Niemniej jednak fizycznie dało się to robić. Teraz w przypadku cyfrowych „egzemplarzy” ściśle powiązanych z kontem danego gracza, pożyczanie stało się w praktyce niemożliwe.

Co z odsprzedawaniem? Istnieje coś takiego jak wyczerpanie prawa. Dotyczy danego egzemplarza utworu, który w momencie wprowadzenia do obrotu (pierwszej sprzedaży) na terenie Europejskiego Obszaru Gospodarczego odrywa się niejako od uprawnionego z tytułu autorskich praw majątkowych. Wprowadzenie do obrotu wymagało zgody tego uprawnionego (a więc sklep potrzebował licencji od producenta), natomiast po wprowadzeniu do obrotu wyczerpuje się prawo do zezwalania na dalszy obrót takim egzemplarzem, z wyjątkiem jego najmu lub użyczenia. Oznacza to, że sprzedać dalej można, ale nadal nie można pożyczać kolegom (użyczenie).

A jak to wygląda w sprawie nowych gier istniejących tylko w rzeczywistości cyfrowej, bez fizycznych nośników (egzemplarzy) i powiązanych z jednym, konkretnym kontem gracza. Wygląda słabo i tak naprawdę ta forma dystrybucji powoduje, że instytucja wyczerpania prawa i możliwość dalszej odsprzedaży jest martwa.

Kiedyś informowałem na facebooku, o wyroku w sprawie „cyfrowych egzemplarzy” (Used Soft GmbH vs Oracle Internationa Corp., C-128/11), gdzie Trybunał uznał, że również w przypadku „egzemplarzy” ściągniętych z Internetu może dojść do wyczerpania prawa. Ciekawe jak oceniłby sprawę nowych gier?