Jak donosi Dziennik Internautów (TUTAJ) właściciele praw autorskich do tekstów piosenek, głównie wydawnictwa muzyczne, zamierzają walczyć z portalami internetowymi, które teksty te zamieszczają na swoich stronach. Czy w Polsce również jest się czego bać?

Z punktu widzenia prawa autorskiego tekst utworu muzycznego, sam w sobie może być utworem. W grę wchodzi w takim przypadku kategoria utworów wyrażonych słowem, jednak w przypadku niektórych gatunków muzycznych miałbym pewne wątpliwości – nie wiem, czy niektóre dźwięki wydobywane przez wokalistów w ogóle da się zapisać słowem, ale te pominę 🙂

Mamy zatem najczęściej do czynienia z utworem, podlegającym ochronie na gruncie prawa autorskiego. Korzystanie i rozporządzanie z takiego utworu należy do uprawnień twórcy lub innej osoby, która nabyła autorskie prawa majatkowe (ewentualnie osób, które uzyskały odpowiednią licencję). Inne osoby nie są uprawnione do korzystania z utworu w zakresie, który przekraczałby ramy szeroko rozumianego dozwolonego użytku lub licencji ustawowych. 

Rozpowszechnianie utworu, również w ramach internetu, to postać korzystania z niego. Taka forma korzystania z utworów nie mieści się w ramach dozwolonego użytku. To oznacza, że na stronie internetowej tekst piosenki zamieścić może osoba uprawniona z tytułu autorskich praw majątkowych lub taka, która uzyskała odpowiednią licencję.

Do tej pory portale internetowe, które zamieszczały na swoich stronach teksty utworów muzycznych, nie za bardzo przejmowały się kwestiami prawa autorskiego, ponieważ ta strefa była ignorowana przez copyrightholderów. Jednak jak donosi Dziennik Internautów amerykańska organizacja NMPA (National Music Publishers’ Association) zrzeszająca wydawców muzycznych zgłosiła się do właścicieli tego typu stron w USA i zażądała, aby ci zaprzestali rozpowszechniania chronionych tekstów lub zawarli odpowiednie umowy licencyjne.

Czy słusznie?

Z punktu widzenia prawa raczej tak. Skoro zamieszczenie utworu w internecie to postać jego rozpowszechniania, to na takie działanie należy uzyskać zgodę uprawnionego, najczęściej w postaci licencji (płatnej lub bezpłatnej).

Z drugiej jednak strony podnosi się, że twórcy (uprawnieni z tytułu aut orskich praw majątkowych do tych tekstów) nie tracą na tym, że internauci mogą zapoznać się z tekstem piosenki. Coś na rzeczy chyba jest.

Gdy w internecie pojawi się utwór muzyczny, to można przypuszczać, że osoby, które go ściągną lub osłuchają nie kupią później płyty, jeśli pojawi się e-book, nie kupią książki, jeśli pojawi się film, obejrzą i nie pójdą do kina, a jeśli wiersz, przeczytają i nie nabędą tomiku poezji.

Można tak twierdzić. I można się z tym nie zgadzać. Takiego stanowiska bronią tzw. „antypiraci”. Z drugiej strony z wielu badań wynika, że powszechny dostęp do dóbr kultury napędza sprzedaż, a osoby, które „dużo ściągają z sieci” nabywają więcej takich dóbr w formie tradycyjnej, niż „nieściągający”.

W przypadku samego tekstu piosenki jest podobnie? Raczej nie. Nawet przyjmując rozumowanie antypiratów – zapoznanie się z samym tekstem nie powinno wpłynąć na sprzedaż muzyki. Tekst jest ważny (raperzy powiedzą – najważniejszy), ale muzyka to muzyka nie przez przypadek.

Teoretycznie zatem licencja jest potrzebna, w praktyce natomiast „ignorowanie” tej strefy przez uprawnionych z tytułu autorskich praw majątkowych do tekstów piosenek miało sens.

Obawiam się, że działania amerykańskich wydawców odbiją im się czkawką, ale czas pokaże. Cytując Beatlesów: „And in the end the love you take is equal to the love you make”. Moim zdaniem pasuje jak znalazł 🙂

Warto zwrócić na marginesie uwagę również na potrale, które udostępniają tłumaczenia tekstów na inne języki. Tłumaczenie byłoby w takim przypadku utworem zależnym, a z takiego korzystać, a więc np. rozpowszechniać, można pod warunkiem uzyskania zgody twórcy utworu pierwotnego, a więc pojawia się kolejna bariera. O problematyce utworów zależnych pisałem  TUTAJ.